04.01.2018 Uczelnia
Z Ewą Bujalską i Amelią Piegdoń – stypendystkami Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego na rok akademicki 2017/2018, studentkami kierunku Gospodarka w Ekosystemach Rolnych i Leśnych PWSZ w Sanoku, rozmawia Anna Strzelecka.
Kiedy okazało się, że wśród 645 studentów – wybranych z grupy 1861 zgłoszonych – znajdują się trzy osoby z Państwowych Wyższych Szkół Zawodowych, w tym dwie z Sanoka, w sanockiej PWSZ zawrzało. – To ogromny sukces – mówiła z nieukrywaną radością rektor Elżbieta Cipora podczas uczelnianego spotkania opłatkowego. – Jesteśmy dumni z naszych studentek i ich dokonań. To osiągnięcie świadczy o tym, że misja uczelni realizowana jest w sposób właściwy. W roku 2017 to wydarzenie stawiam na pierwszym miejscu.
„Wybitne osiągnięcia naukowe”, które były podstawą przyznania stypendium, nie spadają na człowieka ni stąd ni zowąd. Zazwyczaj są efektem ciężkiej pracy. Jakie były początki zainteresowań naszych studentek i kiedy przekształciły się w pasję badawczą?
- Wszystko zaczęło się właśnie tutaj, w PWSZ – podkreślają obydwie stypendystki. – Znalazłyśmy wsparcie i inspirację, a nasz sukces to zasługa także naszych wykładowców. Szczególnie wiele zawdzięczamy dr. Marianowi Szewczykowi, który zawsze w nas wierzył, kierunkował i motywował do pracy, oferując możliwości realizacji i rozwoju zainteresowań. W takich warunkach można się spełniać – a my po prostu z tego skorzystałyśmy.
I rzeczywiście, kiedy rozmawiam z dr. Szewczykiem, od razu widzę, jak bardzo zaangażowany jest w naukowy rozwój swoich podopiecznych. – Dziewczyny są żywą reklamą naszego kierunku i jakości studiów – twierdzi. – Są lepsze niż jakiekolwiek ulotki. Od początku włączały się w projekty naukowe, konferencje, publikacje, podnosiły swoje kwalifikacje... Nagroda jest ukoronowaniem tych wszystkich działań, a jednocześnie wielkim sukcesem i motywacją do dalszej pracy.
Pasją Amelii jest lichenologia – nauka o porostach. Nie da się ukryć, że to dość nietypowe hobby jak na dwudziestoparoletnią dziewczynę. Ale kiedy o nich mówi, robi to z takim ogniem w oczach, że człowiek zaczyna zastanawiać się, dlaczego do tej pory lichenes pozostawały poza orbitą jego zainteresowań.
Ewę interesują głównie rośliny inwazyjne, w szczególności barszcz Sosnowskiego, tematem jej publikacji był również wpływ użycia roundupu. Ponadto, dzięki współpracy z dr. Tomaszem Winnickim – wówczas wicedyrektorem Bieszczadzkiego Parku Narodowego, brała udział w projekcie zajmującym się ochroną gatunków zagrożonych i rzadkich na terenie BdPN. Efektem tych zainteresowań jest spory dorobek naukowy: konferencje, publikacje, artykuły, udział w grantach i projektach… Podobnie u Amelii - nie sposób wszystkiego wymienić.
Jak mówią – obie świetnie się uzupełniają. Są na czwartym roku, studiują i działają razem już od pierwszego i efekty ich działań biorą się chyba właśnie z tego, że Ewa to głos rozsądku, który czasem każe się zastanowić, przemyśleć, przystopować, natomiast Amelia zaraża energią.
Od razu, gdy zostały studentkami Gospodarki w Ekosystemach Rolnych i Leśnych w PWSZ w Sanoku, rozkręciły działalność Koła Naukowego „Obiektyw”. Amelia po pierwszym spotkaniu kupiła lustrzankę i nie rozstała się z nią do dziś. Ewa, zawsze zainteresowana fotografią, zaproponowała zmianę nazwy koła. – Pomyślałam, że słowem, które określałoby wszystko, co tu się dzieje, jest „FOTOsynteza”. I tak zostało.
I to „FOTO” występuje w nazwie koła nie od parady. W kwestiach warsztatu doradzają im bowiem fotograficy specjaliści, między innymi zajmujący się makrofotografią Kamil Stajniak czy fotografią artystyczną - Leszek Modelski. Umiejętności doskonalą na wyjazdach terenowych, dlatego też ich zdjęcia prezentowane są później na wystawach fotografii przyrodniczej, w publikacjach czy też korzysta się z nich w czasie wykładów. Ich dorobek w tym zakresie naprawdę robi wrażenie.
- Uwierzyłam w siebie po tym, jak na zjeździe lichenologicznym profesor Wiesław Fałtynowicz z Uniwersytetu Wrocławskiego po obejrzeniu zdjęć na posterze ,, Porosty w obiektywie” , zapytał, gdzie mógłby je kupić – mówi Amelia. – To dodało mi skrzydeł. Później spotykaliśmy się jeszcze na wyjazdach badawczych w Karkonoszach i Wigierskim Parku Narodowym - zawsze bardzo nam kibicował.
Ale te wszystkie projekty to nie tylko nauka, którą bardzo sobie cenią, ale także znajomości i przyjaźnie. Osoby, o których słyszę w rozmowie: Kasia, Hania, Monika i wiele innych, są w tym wszystkim bardzo ważne. – To one sprawiają – mówi Amelia – że stanowimy zespół i razem zdobywamy kolejne „powierzchnie monitoringowe” czy „drzewa”.
Bo podstawą tej pracy są przede wszystkim wyjazdy w teren - a to cały osobny rozdział przeżyć, przygód, wrażeń. Eksplorowały Karkonosze i Podkarpacie, tereny Wigierskiego Parku Narodowego i Barlinecko-Gorzowski Park Krajobrazowy. Hasło „Amelia na drzewie” zna już pół internetu. Dlaczego? Bo porosty bada się między innymi wspinając się na drzewa. A że nie rozstają się z aparatami… Dla dobra sprawy Amelia ukończyła również kurs wspinaczkowy – w tej działalności niezbędny.
Ewa opowiada natomiast o mozolnej pracy od świtu do nocy na – uwaga, trudne słowo – transektach, czyli ciągnących się kilometrami pasach terenu, które trzeba przejść i naukowo rozpoznać, wykonując – uwaga, drugie trudne słowo – zdjęcia fitosocjologiczne niekończących się połaci. I to akurat nie są fotografie, choć mogłoby się tak wydawać, ale bardzo skomplikowane tabelki, w które wpisuje się dane dotyczące siedlisk. – Ciężka praca, ale daje dużo satysfakcji – mówi studentka, obecnie także pracownik Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Można? Można!
Dziewczyny podkreślają, że niezwykle istotną sprawą w tym całym przedsięwzięciu są kontakty „branżowe”. Uczestniczą więc w konferencjach naukowych czy wyjazdach badawczych. – Im więcej się jeździ, tym więcej ludzi się poznaje i tym większy ma to wpływ na prowadzone badania – przekonuje Amelia, opowiadając na przykład o wyjeździe naukowym na Maltę, gdzie miała między innymi spotkać się ze znaną w świecie naukowym panią profesor lichenolog Jennifer Fiorentino. – Zapragnęłam przywieźć jej coś z Polski. Wymyśliłam, że będzie to… kamień! Znaleziony w Rabem, pokryty porostami znanymi wszystkim ,,porościarzom”, którego „wzorzec geograficzny” nie powala na kolana – u nas. Natomiast na Malcie okazało się, że – ze względu na wapniowe podłoże – jest nieosiągalny i obdarowana nim badaczka nigdy nie widziała go na żywo. Ze wzruszenia niemal się popłakała… Do dziś pozostajemy w kontakcie.
Kiedy pytam o najbardziej poruszające przeżycie z dotychczasowych badań i eksploracji terenu, Ewa opowiada, że największe wrażenie zrobiło na niej pierwsze wyjście poza szlaki Bieszczadzkiego Parku Narodowego i zobaczenie Bieszczadów z dzikiej perspektywy. – Wtedy też trafiliśmy na rykowisko i prawdę powiedziawszy odebrało mi mowę. To było niesamowite.
Amelia pisze właśnie pracę inżynierską, która opiera się na badaniach prowadzonych na terenie skansenu Muzeum Budownictwa Ludowego, gdzie występuje duża różnorodność siedlisk porostów. – To praca wdrożeniowa – mówi dr Szewczyk. – Jej efektem będzie ścieżka lichenologiczna w sanockim skansenie. – Kiedy pytam, jak będzie wyglądało oznaczenie poszczególnych stanowisk tej ścieżki – czy będą to na przykład tablice z informacjami? – Amelia przygląda mi się jakbym była jakimś starożytnym okazem porosta na kamieniu z wykopalisk: - Nieeee – mówi. - To będzie aplikacja na smartfony…
- Ciężko z nią konkurować czy ją wyprzedzić – komentuje dr Szewczyk. – Jest otwarta na wszystko, co się wokół niej dzieje, dynamiczna i niezwykle mobilna. Poza tym to wrażliwy człowiek, który działa, widząc czyjąś krzywdę - wtedy żadne urzędy nie są dla niej przeszkodą. Bezprawna wycinka drzew (z chronionymi porostami!) czy pozostawione same sobie chore zwierzęta – Amelia już łapie za telefon i załatwia sprawę, nie patrząc na szczeble władzy, które trzeba będzie nakłonić do pewnych posunięć. I do tego tak potrafi komunikować się z innymi, że od razu chce się jej pomóc – śmieje się dr Szewczyk.
- Uczelnia zapewnia rozwój, daje impuls, przysłowiowego „kopa” młodym ludziom, tak że odnajdują siebie – podsumowuje opiekun stypendystek. – Ale każdy może działać tak jak one, wystarczą chęci i od nich trzeba zacząć. A potem zdarzają się sytuacje takie, jak podczas konferencji na Węgrzech, gdzie profesor Sándor Némethy po wystąpieniu Ewy podszedł do niej i powiedział: - Świetnie, że to robicie. Ratujmy świat, bo mniej robić nie warto!
Nasze serwisy używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili.